Jeśli rozmawiać o tarocie, to właśnie z Aleksandrą, założycielką i autorką kanału Helix Tarot

Na kanał Helix Tarot natknęłam się przypadkiem. Poczułam, że pozytywnie wyróżnia się ciekawym, niebanalnym i wyważonym przekazem. Zerknęłam na opis: „Jestem psycholożką, która odkryła, że tarot to wspaniałe narzędzie do poznania siebie, zrozumienia innych i świata. Chcę dzielić się z Wami tą wiedzą, bo wierzę, że wspólna rozmowa i medytacja zmieniają życie na lepsze”. Pomyślałam, że jeśli rozmawiać o tarocie, to właśnie z Aleksandrą, założycielką i autorką kanału Helix Tarot, który ma ponad 40 tys. subskrybentów na YouTube.
Kiedy pierwszy raz zetknęłaś się z tarotem?
To musiało być w 2016 roku. Wcześniej takie sprawy w ogóle mnie nie interesowały, a tu nagle obejrzałam jakiś film na YouTube i tarot do siebie zawołał. To było trochę jak zakochanie, zupełnie nowa ścieżka, świat. Dużo zachwytu!
Zaczęłaś zgłębiać temat? Od razu kupiłaś karty, czy raczej początkowo zajęłaś się teorią?
To było bardzo silne, odczułam wręcz przymus natychmiastowego działania. Kupiłam pierwszą talię – Crystal Tarot — dziś wiem, że nie był to wybór najłatwiejszej drogi, bo to bardzo nietypowa talia, ale pociągnęły mnie jej kolory i witrażowość. Zaczęłam godzinami studiować znaczenia kart i interpretować rozkłady, w ciągu miesiąca założyłam kanał na YouTube. To było niesamowite przebudzenie intuicji i poddania się prowadzeniu. Z czasem dokupiłam kolejne talie, mam ich obecnie ponad 100, ale nie ze wszystkich korzystam, choć każda kiedyś czymś mnie pociągnęła. Tarot to książka, którą można czytać nieskończoną ilość razy, za każdym powtórzeniem znajdując inną, inspirującą historię.

Tarot jest dla mnie narzędziem samopoznania, w tym dialogu

Czy korzystałaś osobiście z czytania u kogoś?
Tak. Najpierw dość przypadkowo, kierując się miejscem zamieszkania. Byłam tam dwa razy i za drugim razem było bardzo niekonsekwentnie, zupełnie straciłam zaufanie do tej osoby. A jakiś czas temu znalazłam mojego ulubionego tarocistę, od którego bardzo dużo się uczę. Ale nie korzystam często, tylko gdy czuję „wiatr zmian” – czyli do tej pory dwa razy.
Najczęściej słyszę sformułowanie, że to „czytanie”, rzadziej „stawianie kart”. Dla wielu osób jednak tarot oznacza „wróżenie z kart” i jest synonimem czynności bez większego sensu. A jak Ty do tego podchodzisz?
Uważam, że jesteśmy bardzo złożonymi istotami, które dopiero zaczęły odkrywać, kim są, i czym jest Świat, który nas otacza. Tarot jest dla mnie narzędziem samopoznania, w tym dialogu. Pozwala spotkać się z tymi bardziej subtelnymi, ale jak najbardziej rzeczywistymi częściami nas i wszechświata. W sumie mam kilka koncepcji na ten temat. Może poprzez karty „podłączamy się” do Wielkiej Świadomości, której częścią jesteśmy? „Podłączamy się” piszę w cudzysłowie, bo jesteśmy z nią połączeni stale, ale rzadko świadomie, rzadko wyczuleni, wyczulone na jej język. Myślę, że takich sposobów jest więcej, a tarot to jeden z nich, dla mnie wyjątkowo wdzięczny. Co do sensu: to my go nadajemy zjawiskom. Jeśli dla kogoś stawianie kart ma sens, to kim jestem, żeby to deprecjonować?
Mówisz o Wielkiej Świadomości. Od wielu lat ta koncepcja pojawia się w wielu wymiarach, ostatnio często nawet w popkulturze. Świat z Avatara na przykład.
Ooo, Avatar to moja wielka miłość!
Jest taka potrzeba w ludziach? Żeby szukać głębiej?
Oczywiście, szczególnie w czasach laicyzacji (której przeciwniczką nie jestem, żeby było jasne, sama przeszłam długą drogę w poszukiwaniu własnego wyrazu dla ducha, a i to pewnie nie koniec). Socjologowie tak zresztą tłumaczą wielką „modę” na astrologię czy tarot właśnie – kiedy zabrakło „Boga”, szukamy czegoś w jego miejsce. Skrajny materializm, który jest dominującą narracją szeroko rozumianego Zachodu, nie daje wielu ludziom celu, nadziei. Jesteśmy w nim sami i skazani na entropię. W gruncie rzeczy ta pustka i samotność są nie do zniesienia na dłuższą metę. A ja mam wrażenie, że cały świat jest tej pustki zaprzeczeniem, i sądzę, że tu, na gruncie odkryć fizycznych, też przecież jesteśmy dopiero na początku drogi. Ojej, to bardzo wielowątkowy temat. Ale w skrócie: jedni powiedzą, że to szukanie głębiej to eskapizm, ucieczka przed nieuchronnym, inni: że to przeczucie prawdy, która jest bujna i kolorowa.
Czy stawianie tarota to obecnie Twoja główna praca? Jaki jest Twój zawód wyuczony?
Tak, teraz pracuję głównie z Tarotem, trochę też maluję (chcę więcej). Zawód wyuczony: psycholog, w tym zawodzie pracuję również. Ale mam też papiery na tłumacza literackiego (teraz się tym nie zajmuję, choć zamiłowanie pozostało). W ogóle robiłam w życiu dużo rzeczy, na przykład pracowałam na wykopaliskach.
Bardzo czuje się wszechstronność doświadczeń, słuchając Twoich czytań. W jakim stopniu łączysz swoje kompetencje psychologa przy stawianiu tarota?
Różnie bywa. W czytaniach indywidualnych, czyli kiedy rozmawiam z osobą, której stawiam karty, czasem wchodzi psychologia na pełen gwizdek. Zależy od przypadku, naprawdę. Zdarza mi się kierować ludzi do psychoterapeuty (oczywiście nigdy do siebie samej). W założeniu moja praca ma też taką funkcję: żeby pomóc doraźnie, tam, gdzie się da, a gdzie się nie da – przekierować tam, gdzie ta pomoc jest możliwa.
Myślę, że robię to chcąc nie chcąc, bo to po prostu jestem ja, część mnie jest psycholożką.
Jak rozumiem – etyka zawodowa psychologa jest stale obecna?
Na ile jest aplikowalna – to oczywiście. Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa i pełna dyskrecja.
Skąd pomysł na kanał na YouTube?
Ze Wszechświata! Autentycznie nie miałam wyjścia. Poczułam, że tak bardzo chcę z tym wyjść do ludzi, podzielić się, że jak tego nie zrobię, to do końca świata będę nieszczęśliwa. Łatwo przyszło, jak na skrzydłach. (Śmiech).
Przed naszą rozmową sprawdzałam wiele kanałów i twój kanał Helix Tarot wyróżnia się wyraźnie na tle innych polskich tarocistów na YouTube. Przede wszystkim bardzo czuję tam ostrożność psychologa w pewnych sformułowaniach, które wyraźnie skłaniają do kierowania swoim losem, a nie poddawania się kartom. Czuje się również tę pasję, tę energię „ze wszechświata”.
Dziękuję, bardzo mi miło to słyszeć. Ja na wszelki wypadek w ogóle nie zaglądam na inne kanały poza dwoma anglojęzycznymi. W tym jest trochę ze sztuki, można chyba przegapić moment, kiedy inspiracja staje się naśladownictwem. W każdym razie ja mam taką obawę, stąd prewencja. Zupełnie nie wiem, jak wypadam „na tle” i na dłuższą metę nie chcę wiedzieć. Uważam, że stworzyliśmy system, w którym się za mocno porównujemy, a stąd bierze się dużo cierpienia. Życie co i rusz mi pokazuje, że jest miejsce na przeróżne formy i mnóstwo obszarów, w których po prostu nie ma konkurencji. Każdy może znaleźć formę zaistnienia i wyrażania dopasowaną do siebie. Ludzie, którzy poddają się kartom, jak to napisałaś, też mają jakąś swoją drogę, która nie jest zbieżna z moją, przynajmniej nie w tym punkcie.

Czasem mówię coś, co ma wywołać w człowieku bunt: jak to, tak niby ma być? Takiego wała!

A z czym zazwyczaj przychodzą do Ciebie klienci na indywidualne czytania? Czy te osoby coś łączy? Jakiś wspólny mianownik?
Płeć. Najczęściej przychodzą do mnie kobiety, co mnie nie dziwi, bo dzielimy wiele doświadczeń. Najpopularniejsze tematy to szeroko rozumiane związki (romantyczne i rodzinne) oraz praca i związane z nią spełnienie – a najczęściej jego brak. Poszukiwanie w życiu własnej drogi, wyrazu, drogi powrotnej do siebie samej. Czasem potrzeba potwierdzenia intuicji, postawienia kropki nad i, umocnienia się w czymś, co w gruncie rzeczy jest już postanowione i potrzeba jeszcze ostatecznego „tknięcia” przez kogoś, komu się ufa. Żeby nie było, są też pytania bardzo konkretne, zawężone do kilku możliwych opcji. Oczywiście przychodzą do mnie też mężczyźni, którzy również pytają o podobne rzeczy.
Czy zdarzyło się, że ktoś wraca z tak zwaną reklamacją? „Nic z tego się nie sprawdziło, nie wierzę w te bujdy?” Jak w ogóle podchodzisz do tematu: sprawdziło się / nie sprawdziło się?
Taką reklamację pełną gębą miałam raz, dość dawno. Klientka wykrzyczała mi w mailu, że dosłownie wszystko, co powiedziałam, było nietrafione. Odruchowo i po psychologicznemu pomyślałam wtedy, że chyba bardzo nie chciała tego usłyszeć. Teraz mam więcej pokory. Ogólnie nie uznaję reklamacji. Nie mam kontroli nad czyimś życiem, co podkreślam w każdym czytaniu. Zresztą dlatego też nigdy nie mówię: zrób to i to. Raczej staramy się zbadać możliwe drogi i jakie mogą być konsekwencje ich wyboru. Co zrobi klient z naszą rozmową i wynikającymi z niej wnioskami – to jej/ jego kompetencja, wolność! Ona jest najważniejsza.
I jeszcze jedno. Bywa tak, że sama rozmowa zmienia pole wyboru. Mam wrażenie, że czasem mówię coś, co ma wywołać w człowieku bunt: jak to, tak niby ma być? Takiego wała! I ludzie budzą się, trzeźwieją, i o to chodzi.
Czasem dostaję maile, że moje czytanie było jak zimny prysznic. Także jak ktoś chce tylko słodzenia, to nie u mnie! (Śmiech).

Dużo masz stałych klientów?

A ile to jest dużo?

 

Dobre pytanie. Tyle, żeby czuć, że to co robisz ma sens – ekonomiczny, energetyczny? To może – ilu masz stałych kilentów?

Powiem tak: moim założeniem jest tak pomóc, żeby człowiek nie musiał do mnie wracać. W tym sensie nie zależy mi na bazie stałych klientów. Natomiast mam klientów, którzy z czystej potrzeby przychodzą do mnie co rok po czytanie właśnie na rok. Mam klientów, którzy wracają w razie pojawienia się nowych kłopotów. Ile jest takich ludzi – nigdy nie liczyłam, ale ma to sens i jeden i drugi.  Nie mam klientów uzależnionych od czytań, ponieważ na to nie pozwalam, uważam, że jest to nieetyczne.

 

Wiem, że są tacy ludzie, po obu stronach „kontraktu” – i uzależnieni i uzależniający

Odpowiedziałaś mi już na pytanie o uzależnionych klientów. Jednak dopytam, czy łatwo można się uzależnić od kart. Czy może poczułaś w kliencie takie ryzyko?

Jest taki typ człowieka, czy też jego sytuacji, który niestety to bardzo ułatwia. Wiem, że są tacy ludzie, po obu stronach „kontraktu” – i uzależnieni i uzależniający. W moim odczuciu żaden szanujący się tarocista nie powinien do czegoś takiego dopuścić. To jest gra człowiekiem i jego życiem. Wiedziałam, że takie ryzyko istnieje, dlatego bardzo wyraźnie zaznaczam, że nie należy do mnie przychodzić z tą samą sprawą, jeśli się w niej nic nie zrobiło, nie zmieniło. Że w ogóle nie przyjmuję – z uzasadnionymi wyjątkami – częściej niż raz na pół roku, rok. Mam jasne zasady, żebyśmy oboje – i klient i ja – czuli się bezpiecznie.

 

Czy rozkładasz karty dla siebie samej? Czy w ogóle ma to sens według Ciebie?

Zdarza się, że to robię, ale raczej rzadko. Albo w sytuacjach trywialnych, na zasadzie rzutu monetą (np. czy gdzieś iść czy akurat dziś zostać w domu), albo w bardzo ważnych momentach, kiedy potrzebuję się upewnić. Oczywiście i tak ostatecznie podejmuje decyzję ja, ale karty często pomagają do tej decyzji dojść. (Śmiech). Czy ma to sens? Czasem tak, kiedy nie jest potrzebny do siebie dystans. Jak to mówią: to zależy. Anegdotycznie: miałam akurat ostatnio sporo rozkmin na własny temat, nie wytrzymałam i postawiłam sobie bardzo poważnie karty, a na drugi dzień spotkałam się z moim tarocistą – i jego karty pokazały to samo. 

 

Cudowna energia wszechświata. Bardzo Ci dziękuję za rozmowę i życzę stałego połączenia z tym, co ważne.

Również bardzo Ci dziękuję za naszą rozmowę. Czuję wdzięczność, że wybrałaś mnie do opowiedzenia innym o tarocie.

Rozmawiała Agnieszka Nowakowska

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.