Teresa Rosati kolejny raz na pokazie mody za oceanem

Pomimo zawodu ekonomistki, jej największą pasją jest moda. Teresa Rosati jest jedyną polską projektantką kolejny raz zaproszoną J Autumn Fashion Show w Nowym Jorku. Wiele jej kreacji zostało zaprezentowanych podczas gali rozdania Oscarów, Złotych Globów oraz festiwali filmowych. Wspiera kobiety w ogólnopolskiej kampanii NIE HEJTUJĘ-WSPIERAM, zainicjowanej i zorganizowanej przez Europejski Klub Kobiet Biznesu. W rozmowie z Dorotą Pawelec opowiedziała o spełnianiu marzeń, drodze twórczej oraz uczestnictwie w niezwykłym wydarzeniu, do którego po raz kolejny została zaproszona przez Jessicę Minh Anh, autorkę i producentkę innowacyjnych projektów modowych.

 

 

Dorota: Już po raz trzeci została pani zaproszona na wydarzenie J Autumn Fashion Show w Nowym Jorku, jakie to uczucie móc uczestniczyć w tym projekcie?

Teresa: Było mi bardzo miło, ponieważ od ostatniego pokazu mojej kolekcji autorskiej w spektakularnych i cyklicznych projektach modowych Jessiki Minh Anh minęło już dobre parę lat.

Pamięta pani swoje debiutowe pokazy na międzynarodowych wybiegach?

Producent Tiffany’s Fashion Show napisał do mnie pewnego dnia maila, że bardzo spodobała mu się moja kolekcja koktajlowa i galowa, którą zobaczył w internecie i zaprosił mnie do udziału w tym międzynarodowym pokazie mody na Champs Elysees w Paryżu.

Poznałam tam projektantów między innymi z USA, Izraela, Niemiec, Hiszpanii, krajów azjatyckich i oczywiście z Francji. Podobnie było na innych międzynarodowych pokazach mody — jak na przykład na Fashion Week w Miami czy Vancouver.

Kiedy brałam udział w Autumn Fashion na AIDA LUNA Cruise na Manhattanie w Nowym Jorku w 2016 roku, moje projekty bardzo się podobały. Dlatego dostawałam zaproszenia na kolejne pokazy, jak m.in. w Tokio, nad Niagarą, w Hongkongu, na Capri, czy na JFK Airport w Nowym Jorku.

Niestety ze względów rodzinnych musiałam zawiesić swoją aktywność zawodową i odmówić udziału w kolejnych projektach. Udało mi się do nich wrócić dopiero w listopadzie tego roku.

Producentką i czołową modelką wydarzenia J Autumn Fashion Show’22 jest Jessica Minh Anh, znana postać świata mody, zapraszająca do swoich pokazów projektantów z całego świata, reprezentujących różne kultury. Jak doszło do waszej współpracy?

Pokaz mojej kolekcji w Paryżu na międzynarodowym Tiffany’s Fashion Show w 2016 r. odbił się szerokim echem w świecie mody. Informacje medialne o mojej kolekcji dotarły do Jessiki, bo zaprosiła mnie na organizowany przez nią pokaz do Paryża na statku na Sekwanie.

Jak to jest, kiedy tak wiele kultur spotyka się w jednym show modowym? Czy poruszyła panią jakaś konkretna kolekcja?

Trudno mi wyszczególnić jakąś jedną kolekcję — widzialam ich dziesiątki. Na przykład na Miami FW( Fashion Week) najbardziej mi się podobała niezwykle barwna i oryginalna kolekcja Agathy Ruiz de la Prady — hiszpańskiej projektantki mody i arystokratki.

Co jest tym mostem, który łączy kolekcje różnych twórców?

Wszystkich projektantów mody z różnych zakątków świata łączy niewątpliwie wielka twórcza pasja i miłość do mody.

Skąd miłość do mody i projektowania? Jak narodził się w pani ten artyzm?

Od dziecka interesowały mnie stroje kobiet w moim najbliższym otoczeniu. Pamiętam do tej pory ich fasony, tkaniny, kolory. Uwielbiałam asystować mojej mamie w przygotowaniach na przyjęcia, bale.

Jaki wzór kobiecości przekazała pani mama?

Była moim źródłem inspiracji. Z zawodu była lekarzem, ale tworzyła suknie i stylizacje na przyjęcia imieninowe (dawniej były popularniejsze od urodzin) oraz bale karnawałowe.

Jako mała dziewczynka uwielbiałam jej asystować w przygotowaniach do wyjścia. Pamiętam jej wszystkie kreacje: od koktajlowych do galowych długich sukien z jedwabnych atłasów, krep czy tafty. Pamiętam kolory, faktury tkanin, fasony i detale takie jak m.in. plisowania, baskinki, stójki czy dekolty.

Na początku liceum, na zajęciach z tzw. prac ręcznych, uczono nas (było to liceum żeńskie) szycia, szydełkowania, haftu. Wtedy nauczyłam się szablonów, szycia na maszynie, zaczęłam projektować i szyć swoje ubrania, także dla koleżanek — a były to czasy pustych półek w sklepach.

Jak to się stało, że zajęła się pani w życiu innymi projektami, w tym rodziną, a do mody wróciła jako dojrzała kobieta?

Ukończyłam wydział Handlu zagranicznego przy SGH w Warszawie. Niestety po ukończeniu studiów i zdobyciu tytułu magistra nauk ekonomicznych dowiedziałam się, że nie mogę pracować w swoim zawodzie ze względu na posiadanie rodziny za granicą. Tak było w tamtych czasach przed 89. rokiem. Byłam absolutnie załamana, miałam za sobą 5 lat ciężkich studiów, wielkie plany i marzenia o podróżach służbowych po świecie (w końcu wydział handlu zagranicznego !) tak jak wszystkie moje koleżanki i koledzy ze studiów.

Kilka lat potem, po zmianie ustroju i zwycięstwie demokracji, mąż (który też miał podobne problemy ze względu na ojca rodowitego Włocha) objął urząd ministra spraw zagranicznych. Pierwsze wielkie wyzwanie-wizyta Królowej Elżbiety z księciem Filipem w Polsce. Musiałam sama zaprojektować i zrealizować całą stylizację ubioru zgodną z protokołem dworu brytyjskiego i dyplomatycznego na kilka dni pobytu Królowej w Polsce.

W efekcie zebrałam masę komplementów i pytań — „jakiego projektanta są te suknie, kostiumy itp…”, padały naprawdę duże nazwiska.

Mąż powiedział wówczas: rób to, co jest twoją pasją — zajmij się projektowaniem. I tak się zaczęło.

 

 

 

Wiem, że wspiera ani kobiety w projekcie „Women Support Women”, skąd taka potrzeba?

Jestem ambasadorką Ogólnopolskiej Kampanii NIE HEJTUJĘ — WSPIERAM zainicjowanej i zorganizowanej przez Europejski Klub Kobiet Biznesu. To przykre, ale kobiety często są obiektem hejtu właśnie ze strony kobiet.

Czy doświadczyła pani hejtu od innych kobiet?

Niestety tak…, pierwszy raz, gdy miałam zaledwie 10 lat. Wzbudziłam dość agresywne emocje niewiele starszej nieznajomej mi dziewczynki, która pozazdrościła mi moich (utrapienie mojego życia!) naturalnie kręcących się włosów. Potem było niestety poważniej: agresywne nękanie — szczególnie w miejscach publicznych i wykorzystywanie swojej pozycji prywatnej i zawodowej do permanentnego obrażania mnie, niszczenia mojej kariery zawodowej (mobbing?) trwało to wiele lat…

Jak udało się pani poradzić sobie z zazdrością i nękaniem, właśnie od kobiet? Co pomogło?

Było mi bardzo ciężko pogodzić się z tym permanentnym nękaniem, szczególnie że jestem osobą o dużej wrażliwości i małej odporności na takie zachowania. Myślę, że bez możliwości podzielenia się tymi przeżyciami z mężem i córką (czasem byli świadkami tych zachowań), ich zrozumienia, psychicznego wsparcia nie dałabym rady…

Czy może pani dodać do swojej historii o drodze Artystki?

Dopiero w 1998 r., dzięki ogromnemu wsparciu najbliższych i ich wierze w mój talent, zdecydowałam się pokazać moją pierwszą autorską kolekcję szerszej publiczności w Galerii Zachęta w Warszawie.

W Polsce organizowałam swoje pokazy autorskie w corocznych wieczorach modowych w prestiżowych miejscach takich jak m.in. Teatr Wielki, Arkady Kubickiego czy Łazienki Królewskie w Warszawie.

Były to pokazy moich kolekcji połączone z recitalami wybitnych polskich artystów takich jak między innymi: Ewa Bem, Anna Maria Jopek, Justyna Steczkowska, Edyta Geppert, Waldemar Malicki, oraz promowaniem wówczas młodych talentów jak na przykład: Patrycja Piekutowska-znana dziś w Polsce i za granicą znakomita skrzypaczka.

Zależało mi na tym, by pomóc w integracji i nawiązaniu wzajemnych relacji środowiska polskich kobiet reprezentujących różne zawody, przeważnie związane ze sztuką i kulturą ze środowiskiem międzynarodowej dyplomacji. By promować Polskę jako kraj ciekawych, pięknych i eleganckich kobiet. Goście moich wieczorów mody i sztuki to między innymi: była Pierwsza Dama p. Jolanta Kwaśniewska, Elżbieta Penderecka, Nina Andrycz, Ewa Wiśniewska, Magdalena Zawadzka i wybitny aktor amerykański… Bill Murray!

Zapraszałam również żony ambasadorów akredytowanych w Polsce. Chciałabym nadmienić, że reżyserem i choreografem tych pokazów był Jarek Szado, a przez następne-Kasia Sokołowska — znakomici profesjonaliści.

Czy to było łatwe? Wyjść na światło dzienne jako projektantka w Polsce? Czy były jakieś blokady wewnętrzne?

Patrząc z perspektywy czasu, to była duża odwaga. Nie przypuszczałam, że spotkam się z takimi przeciwnościami, reakcjami. Myślę, że głównie dlatego, że mąż był osobą publiczną i nie pochodził ze świata artystycznego …

Co chciałaby pani powiedzieć innym kobietom, które tworzą „do szuflady”, mając opór przed pokazaniem się światu?

Że nigdy nie należy rezygnować z marzeń. I nie poddawać się, gdy napotykamy trudności związane z ich realizacją.

Jakie to uczucie zrealizować swoje marzenie?

Ogromna satysfakcja i radość.

Co panią inspiruje jako Artystkę?

Największą inspiracją jest po prostu Kobieta. Na ulicach całego świata i różnych kultur. Stare i współczesne kino. Sztuka, literatura, zwłaszcza malarstwo. A przede wszystkim-moja córka Weronika-aktorka międzynarodowa.

Co przekazała pani córce jako kobiecie?

Żeby odważnie realizowała swoje pasje, marzenia. Nie poddawała się, była przede wszystkim dobrym, uczciwym człowiekiem, pełnym szacunku i tolerancji dla innych.

Wiem, że pani suknie zostały docenione „na czerwonym dywanie”- jakie to uczucie?

Wielka satysfakcja! Widzieć swoje projekty na oscarowych przyjęciach czy czerwonych dywanach premier i gal na festiwalach filmowych w kraju i za granicą.

Która z aktorek międzynarodowych, poza oczywiście córką Weroniką, zachwyciła się pani kreacjami?

Helen Mirren (na Golden Globach, na które zaprosiła mnie Weronika) Bill Murray (na moim pokazie w Teatrze Wielkim), Cate Blanchett na Festiwalu Filmowym w Wenecji i parę innych.

Jakie są najbliższe plany?

Zaproszenie na kolejny pokaz za granicą, którego propozycja przyszła do mnie jeszcze podczas pobytu w NY, tuż po moim pokazie… Zobaczymy…

Czego mogę pani życzyć?

Zdrowia, spokoju! Nieustającej miłości od najbliższych, ale i szczęścia, radości dla nich samych.

Niechaj się spełnia! Dziękuję za rozmowę, wspieram wszystkie kobiety w drodze po marzenia… bez zazdrości — z zachwytem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.