NARODZINY GWIAZDY

Można cię jeść łyżkami”. Kiedyś nawet lubiłam to porównanie, dające poczucie bycia smaczną posiadaczką uroku, który jak się okazuje może doprowadzić cię tam gdzie tylko chcesz… albo tam gdzie czeka na ciebie śmierć.

I nie chodzi o to, kto jest bardziej, a kto mniej. Przyznajcie jednak sami, że są takie istoty wyraźnie magnetyczne. W ich obecności można odzyskać pamięć, albo ją stracić. Odkryć coś dawno zapomnianego. Zobaczyć Boga, kosmos, nieskończoność i prawdę. Poczuć się tak wyjątkowo jak jeszcze nigdy do tej pory. Otworzyć się na nieskończoność.

Te uczucia rodzą w ludziach pożądanie, chęć wywarcia presji. Zaraz zjawia się grono mających „pomysł”, korzystających z ciebie tak, aby zasilić tobą swój własny system.

Przyklejających się do ciebie, być może pragnących twojego ciepła, którego sami w sobie jeszcze nie odkryli. Być może uważających, że twoja iskra, to coś co należy maksymalnie wykorzystać.

I wtedy może ci się pomieszać. Możesz zapomnieć, że twoim zadaniem jest świecić, a nie karmić. Że to twoje światło to autentyczność. Nie perfekcjonizm. Że umierasz rezygnując z własnych smaków, kolorów, emocji, historii bez cenzury, nieoczywistości. Tylko wtedy, kiedy stoisz na straży swojej suwerenności, wolności, wrażliwości, bycia piękną i popieprzoną jednocześnie, rozkwitasz do życia.

Inaczej stajesz się cukierkiem, maskotką, zabawką. Umierasz. Układasz swoje rysy tak aby wszystkich zadowolić.

Kiedy to piszę, myślę o Artystkach, które umarły zbyt młodo. Patrzę na tych, którzy wychodzą do ludzi z tym co tworzą. I niekoniecznie się dziwię, że mają lęk przed tym kontaktem. Tworzyć to jedno. Ale tworzyć w połączeniu z ludźmi, to co innego. Jestem pewna, że Artysta ma tworzyć WŁAŚNIE dla ludzi. Pytanie, jak to robić. Jak nie zatracić siebie będąc na mniejszym, lub większym świeczniku.

Artyści ….a może lepsze słowo, pasujące do dzisiejszych realiów to – Twórcy, łączą się z jakimś rodzajem uniwersalnej prawdy. Otwiera ona ludzkie serca i świadomość. Dzieje się tak, kiedy ich prawda zostaje wyrażona.

Ale kiedy Twórca staje się narzędziem w rękach specjalistów od bycia „top of the world”, albo swoich odbiorców, doświadcza czegoś bardzo bolesnego. Gwiazda umiera, pozostaje maskotka. To bardzo boli…

Jest to ból Duszy, pragnącej wyrażać się poprzez prawdę. Kiedy tego zabraknie zostajesz skonsumowana łyżeczka po łyżeczce. Znikasz, aż do zatracenia.

 

Can I be Me? If I lose myself, I lose it all…

 

Czasem myślę o kobietach, które tragicznie zapisują się na kartach historii. Sława, talent, uroda, pieniądze. Ludziom się wydaje że mają wszystko… są tak dalecy prawdy. Whitney Huston miała nie tylko niebiański głos, ale również dar łączenia się z emocjami, śpiewania duszą. Mało kto mówi o tym, jak czarowała świat, z czego zrezygnowała goniąc za akceptacją. Dziecko wymagającej matki, któremu nigdy nie pozwolono być sobą. Dziś mówią – ćpunka, zmarnowała sobie życie. Mało kto pamięta, że kiedy stała się sławna, była jeszcze dzieckiem, bez własnej tożsamości, którego nikt o zdanie nie pytał. Potem było już coraz trudniej.

Legendarna „Dailida” – aktorka i piosenkarka, za namową partnera zrezygnowała z „normalnego życia” i macierzyństwa. W filmie, który można obejrzeć na Netflixie widać, że od tego momentu Dailida traciła wszystkich mężczyzn, którzy najczęściej umierali. „Śmierć od dawna jest tak blisko mnie” – mówiła. Dlatego będąc w sile wieku popełniła samobójstwo czując, że „życie stało się nie do zniesienia”.

Pisałam kiedyś o tym, jak poprzez rezygnację z ważnych potrzeb, istotnych części siebie zapraszamy śmierć do naszego życia.

Tak też się stało w przypadku Sharon Tate, amerykańskiej aktorki i modelki. Została zamordowana będąc w zaawansowanej ciąży. Nie wybrała śmierci świadomie. Dziś Internet zalewa tysiące zdjęć Sharon, na których piękno miesza się z bólem. O Sharon! Ludzie tak chętnie pakują cię do szuflady, bo nie poznali ciebie prawdziwej. Nie pokazałaś siebie na całej skali, dlatego nie grałaś w filmach, które pokazałaby twoją głębię.

Artystki, które umierają za młodo nie mają świadomości , że aby tworzyć filmach nie muszą dać siebie rozgrabić kawałek po kawałku. Droga Artysty, to proces dojrzewania do swojej autentyczności, nabierania odwagi do wyrażania swojej prawdy. Ciekawie jest to pokazane w filmie „Miss Americana” o Taylor Swift. Młodziutka Piosenkarka sama przyznaje, że to co ją napędzało na początku kariery był poklask publiczności. Artysta, który buduje na tym samoocenę bardzo szybko upada. Kiedyś nadchodzi ten dzień, kiedy przestajesz być chwalony. Pokazana jest przemiana z grzecznej dziewczynki, grającej według standardów „ wielkiej rozrywki”, w świadomą siebie kobietę rządzącą się swoimi wartościami. Nie musisz rezygnować z czegokolwiek. Wyrzekać się tożsamości, poglądów, pragnień, swojego własnego głosu. Bo wolność jest twoją naturą, zawsze nią była. Na koniec zacytuję Jeffa Fostera

„Nie potrzebujesz usprawiedliwienia
po to, aby świecić, po prostu świecisz.

Nie czujesz się odpowiedzialny za
wszystkie te słońca, które jeszcze
nie odkryły swojego światła.

Po prostu świecisz.

Uczysz poprzez dawanie świadectwa.
Idziesz odważnie swoją drogą.
A jeśli inni czują się źle z twoim świeceniem,
jeśli cię oceniają, atakują za to, że nie sprawiasz,
że są w centrum twojego zainteresowania,
to jest to w porządku.

To jest ich praca.
To jest ich droga. Życzysz im dobrze.
A kiedy zaprzestajesz prób ratowania innych,
kiedy przestajesz próbować być matką lub ojcem, którego nigdy nie mieli, możesz w końcu, zamiast tego, kochać ich.
Możesz być obecnym, nieporuszonym.
Możesz kochać ich tak bardzo,
że aż pozwolić im odejść.

Bo miłość ma zapach wolności.”

 

Tekst – Dorota Pawelec

Zdjęcie – kadr z filmu „Dailida” 

Więcej o mnie przeczytasz TUTAJ 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.