MARYSIE SIEROTKI I SŁODKIE IDIOTKI

 

Wiecie jakiego kawałka siebie najbardziej się boję? Nie tej dzikiej. Nie tej szalonej. Nie gniewnej i nieobliczalnej. Nie słabej i wrażliwej. Nie potężnej i pięknej. Nawet nie tej bezsilnej.

Najbardziej boję się „słodkiej idiotki”, tej która wszystkich potrafi zaczarować i zmanipulować słodkimi słówkami, zachwytami, oczami basseta i całą masą sztuczek iluzjonistycznych.

 

 

Jestem przekonana, że też ją znacie. Pojawiła się w waszym życiu jako sekretarka, z którą zdradził was mąż, albo jako cudowna, uległa, zabawna dziewczyna, którą poślubiliście.

Jest waszą sąsiadką, koleżanką z pracy, przyjaciółką, która z uśmiechem wbija wam nóż w plecy. Jest waszą matką, która zrobi wszystko żeby sąsiedzi się nie dowiedzieli, albo żeby mąż się nie gniewał.

To kobieta, która użyje wszystkich dostępnych środków żeby osiągnąć jakiś cel. Żeby zbudować stabilizację, utrzymać iluzję szczęśliwej rodziny, zapewnić sobie komfort, adorację, towarzystwo, pozycję, kontrolę.

Jeśli kiedykolwiek ją spotkaliście jest również częścią was samych. Często jest to część nieświadoma, albo tak jak w moim przypadku wyparta. Ten aspekt nas rozwija się zwykle z innego nieuświadomionego kawałka psychiki, który ja nazywam „sierotką marysią”.

Prawie każdy z nas doświadczył na przestrzeni lat jakiegoś nadużycia, jakiegoś rodzaju przemocy. Mamy różne mechanizmy radzenia sobie z takimi wydarzeniami. Jednym z takich mechanizmów jest zadomowienie się w roli ofiary. Zauważyliśmy czy zauważyłyśmy, że kiedy jesteśmy w tej roli otrzymujemy pewnego rodzaju wsparcie, uwagę, współczucie i pobłażanie.

Wykorzystujemy więc naszą ofiarę na wszystkie możliwe sposoby, a społeczeństwo nam w tym przyklaskuje. Należymy do większości, należymy do tej części ludzkości, która trzyma się razem w byciu ofiarą lub katem, bo te role są naprzemienne i mają to samo źródło: nieukochany ból i nie zagojoną ranę.

Czasem pozostajemy w roli ofiary i uczymy się nią manipulować i to daje nam poczucie mocy. A czasem idziemy dalej w manipulację i w wykorzystywanie różnych własnych atrybutów do osiągania celów i tu właśnie rodzi się „słodka idiotka”. Przyznam bez bicia, że kiedy widzę w mojej „zewnętrznej” rzeczywistości kobietę, która mocno osadziła się w którejś z tych ról bardzo mnie to porusza. A najbardziej dlatego, że takie właśnie osoby funkcjonują często w przestrzeni publicznej kształtując obraz kobiety w ogóle.

Bo jeśli ja nie stanę w swojej mocy jawnie, jeśli jawnie nie stanę za sobą. W każdej sytuacji. Jeśli pozwolę opinii publicznej, mężczyznom, państwu, kościołowi, politykom stawać w mojej „obronie”. Jeśli chowam się za cudzymi plecami odbieram moc nie tylko sobie.

 

 

Odbieram ją każdej kobiecie. Bo jeśli naprawdę znajduję się w sytuacji, w której potrzebuję wsparcia, to nie chcę się chować za twoimi plecami, za twoimi projekcjami, traumami, za twoim niewyrażonym gniewem, który tylko czeka na „godną” sprawę. Żebyś mogła się wykrzyczeć, żebyś mógł kogoś uderzyć, żebyście mogli się oburzać, zemścić i nienawidzieć w „słusznej”sprawie. Nie, nie takiego wsparcia potrzebuję.

Potrzebuję żebyś stanął, żebyś stanęła obok mnie w swojej własnej, świadomej mocy. Potrzebuję poczuć, że nie jestem w tej mocy sama.

Dagny Agasz

Jeśli mamy być kobietami mocy, musi to być moc na bardzo innych warunkach. musimy znaleźć nowe źródło energii. Nowe struktury siły. Te, które nie wyczerpują nas ani naszego środowiska. Musimy prowadzić nasze życie w oparciu o odnawialną energię.”

Lucy H. Pearce, Burning Woman

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.