KRWAWY BAL

 

Po obejrzeniu filmu „Mother!” powstaje jedno, zasadnicze pytanie: jaki to jest film? I właśnie po to…

Wymyśliłam sobie bal

Bal, w którym wszyscy wezmą udział. Jakie to bowiem dziwne, że większość się skarży na pospolitość tego świata, a potem przyjmują zaproszenia na te pospolite bale.

Wszyscy, w jakiejś części jesteśmy zwolennikami płytkości. Dzielimy się na tych, co się do tego przyznają i tych, którzy krytykują tych pierwszych, aby potem ich naśladować, jakby byli sami w domu i sądzili, ze nikt ich nie widzi.

Zabawny jest fakt, że wymyśliliśmy sobie świat, a w nim drobne zabawy. Takie, których ponoć nikt nie lubi, jak disco polo, czy karuzela.

A gdyby tak odpuścić? Przegonić wszystkie zasady, które wdarły się nawet do Twojej wyobraźni? Jakby wyglądał Twój bal, gdybyś to Ty go urządzała? Nie myśl nad detalami, je zostaw estetom. Od czego byś zaczęła? Od listy zaproszonych gości? Wyboru sali? Muzyków? Dań?

Opowiem Ci o moim balu, na zachętę

Marzy mi się balowa sala, taka jak w baśniach, a co mi tam! Na podłodze szachownica i stąpające po niej damy w pierścieniach. Baseny, w których można utonąć i setki luster, które można stłuc. Marzy mi się wyjście na dach z widokiem na miasto, nad którym można swobodnie się unosić. I wiszące obrazy, na których można się zobaczyć. Dziesiątki zegarów bezwstydnie odmierzających czas.

Na moim balu każdy gość byłby kimś, kim zawsze chciał być, dlatego tłoczno byłoby od elfów, wróżek i drag queen. Zewsząd słychać by było śpiew syren, a każdy z gości mógłby raz jeden użyć magicznej różdżki, aby zaczarować swoją chwilę.

Wiem, to banalne, ale jedyne światło, jakie byłoby dopuszczalne, to blask świec. Resztę, każdy rozjaśniałby sobie, po swojemu. Rozjaśniał, albo zaciemniał. Mogłabym tak bez końca mnożyć swoje wizje. W nieskończoność mogłabym wymyślać, co jeszcze chciałabym podarować moim gościom, oprócz całkowitej prawdy i zachęty, aby odszukali swojej. Moja sala balowa nie miałaby sufitu. Całość pokrywałaby tylko tajemnica nieba i westchnienie wszechświata. Za sprawą magicznej różdżki jedni unosiliby się do nieba, na skrzydłach, a inni staliby się cesarzami, albo kierowali swoim rydwanem.

„Szaleństwo” – rzekłby ktoś przyglądający się z boku. Ale któż to taki orzekł, co jest szaleństwem, a co nie? A nawet, gdyby był to ktoś ważny, dlaczego ma decydować o tym, co się dzieje w mojej głowie? Na MOIM balu zmarli przypływaliby statkami, a morze kładłoby fale przy moich stopach. Rozmawiałabym z gośćmi o prawdziwym świecie, a Indianie śpiewaliby swoje pieśni. Gdyby zawiał mocniejszy wiatr, wszyscy stanęlibyśmy naprzeciw, aby przyjąć go w swoje ramiona. Na moim balu, na chwilę choćby, stalibyśmy się jednością ze wszechświatem. Od tego są bale.

Ale do rzeczy. Gdyby wyprawić taki bal swojej duszy, mogliby nas odwiedzić nieproszeni goście. Goście z przeszłości, goście z przyszłości, szklani goście i goście nieproszeni. A oni miewają różne twarze. Taki bal sobie wyprawił poeta w filmie pt.: „Mother!”

Matko!

Matka, rodzicielka. Ktoś, kto powinien wskazać drogę w życiu. Mądra Matka wysłucha swojego dziecka i powie, od czego zacząć, zanim wyruszy w swoją podróż. Ostrzeże, czego ma się spodziewać. W między czasie da dziecku tyle przestrzeni i poczucia bezwzględnej miłości, ile jesteśmy sobie w tanie wyobrazić. Mądra Matka nie więzi swojego dziecka.

Przychodzi taki czas, że dziecko, idąc drogą, którą wyznaczył dla niego wszechświat dochodzi do ściany. Gdy tylko się zatrzyma w miejscu zobaczy, że demony, które dotąd pędziły za nim, nagle dopadły je niczym głodne hieny. Świat wtedy zdaje się zakrzywiać i trudno wówczas zaufać temu, co nam obiecano. W takiej chwili wydaje nam się, że w pojedynkę damy się zjeść temu banalnemu światu. Że, być może było warto.

Ale wtedy, kiedy zobaczy oczy hien – zechce zatrzymać czas i zasnąć. Jednak hieny go ocucą. Nie lubią się znęcać nad ofiarą, kiedy ta nic nie czuje. Wtedy dochodzi do rozpoznania. Dziecko, w jednej sekundzie poddaje pod wątpliwość wszystko, co usłyszało, a z drugiej strony powtarza te słowa jak mantrę. Rodzi się złość i jednoczesne wołanie o pomoc. „Mother!” – krzyczy. Mamo! Bez Ciebie, to już nie to samo.

Walka poety w filmie odbyła się pomiędzy nim, a innymi ludźmi, którzy bezkrytycznie chłonęli jego słowa i nie poddali pod wątpliwość choćby jednego zdania, które napisał lub wypowiedział. Bo sztuka ma złościć i zmuszać do myślenia. A potem – do tworzenia. Nie może być przecież tak, że ludzie biegną na przełaj, po polach, aby dostać się do domu poety, którego nie czują, a jedynie chłoną bezkrytycznie wszystko, jak gąbka. Są jakby z innego świata.

A on? Rozdarty pomiędzy tym, co utracone, a tym, co się narodziło. Odwieczna walka wewnętrzna poety: „Czy pisać o przeszłości, czy o tym, co się dopiero urodzi?”

Ten film, to prosty test, czy jesteś artystą, czy nie. Po obejrzeniu filmu odpowiedz sobie sam: czyje losy w filmie wzruszyły Cię najbardziej i dlaczego?

Jest jeszcze jedno wyjście. Nie musisz w tym teście brać udziału.

Życzę Ci, abyś w tym filmie zobaczyła znowu swoją dziecięcą twarz, której obraz odbija się w świątecznej ozdobie.

U przeciętnego, zdrowego społecznie człowieka demony mnożą się jedynie do około jedenastego roku życia. Potem zatrzymują się i stoją w miejscu. Nie idą za nami, ale skutecznie blokują to, co ma dobrego do nas przyjść. U artystów, te demony również narastają do około jedenastego roku życia, ale nie zatrzymują się w miejscu. Dołączają, jeden po drugim, aby potem, niczym kula śnieżna pędzić z nimi przez całe życie. Rozbiją się dopiero wówczas, kiedy nastąpi rozpoznanie i zrozumiemy, dlaczego, po słowie „Mother” w tytule jest wykrzyknik.

Ten film, to obłęd. Obnażenie artystycznego świata, jako wiecznie niegojącej się rany. To hollywoodzka i przerysowana wizja prawdy tak strasznej, że aż groteskowej. Według mnie, jak na początek, lepiej się nie dało. Z punktu widzenia świata doczesnego, ten film jest jak żenada. Zaś z punktu widzenia wszechświata – bajką. To jak biblia rysowana świecowymi kredkami. Skrajnie metaforyczna jak gra wirtuoza fortepianu, który momentami przeistacza się w szaleńca tylko po to. No właśnie, po co? Kiedy pada to pytanie – poeta odpuszcza i słabnie. Już nie chce dalej, ale ku jego zagładzie zbliża się kolejna wena, następna góra, którą trzeba przejść. Najpierw trzeba będzie wywabić, a potem przegonić wszystkie potwory z lasów. Utorować drogę innym i uczynić ją bezpieczniejszą, przejezdną. Artyści są niecierpliwi i wyruszają po prawdę na długo przed innymi.

Jaki jest więc film: „Mother!”?

Bolesny.

 

Pola Jezierska obecnie jest pracownikiem Agencji Rządowej. Swoją pracę zawodową traktuje jako bazę do samodzielnej opieki nad dziećmi. Swoje pasje rozwija „po godzinach” prowadząc od 2009 roku własne atelier fotograficzne skupiając się na intymnych i osobistych sesjach kobiecych. Nie są to jedynie akty, to obrazy wyszukujące duszy. Pomysł powstał z potrzeby poznawania ludzi i odkrywania ich „drugiej natury”. Założeniem tego typu sesji jest poszukiwanie siły u kobiet uważających się za słabe i wrażliwości oraz subtelności u pań, które mają ognisty temperament.

W 2009 roku, przez rok była członkiem Zarządu Fundacji „Being World”, pełniąc funkcję sekretarza. Fundacja planowała duży projekt mający na celu zjednoczenie w jeden głos, wszystkich kultur na świecie mówiący o tym, co dla Ziemi, jako planety jest najlepsze.

W 2013 roku prowadziła własną świetlicę dla dzieci w wieku szkolnym pod nazwą „Rowerek Uniwerek”. Założeniem działalności była opieka nad dziećmi, które nie chcą spędzać czasu w świetlicach szkolnych, choć niewątpliwie wymagają opieki po godzinach lekcyjnych. Ponadto, świetlica funkcjonowała bez żadnych multimediów. Cały projekt był autorski i zakładał wspólne zabawy zachęcające do integracji, poruszania ważnych tematów, socjalizacji bez social mediów i urządzeń multimedialnych oraz indywidualnego czasu poświęconego każdemu dziecku w tym niezwykle ważnym okresie życia, jakim jest dorastanie.

W ramach funkcjonowania świetlicy zorganizowała dwa przedstawienia w ramach autorskiego projektu „Doctor Luna”. W przedstawieniach pt.: „Siedem życzeń” i „Dama Pik” występowały dzieci i niosły przekaz o tym jak bardzo młodzież potrzebuje, aby dorośli angażowali się w ich życie i rozwój.

Chętnie angażuje się we wszelkie projekty: pracowała jako wolontariusz na Sopot Film Festiwal 2016 roku, organizowała konkursy w szkole swoich, występowała na scenie, przeprowadzała warsztaty dla dzieci, np.: „Wy nie wiecie, a ja wiem, jak rozmawiać trzeba z psem” ucząc dzieci jak rozpoznać zachowania psa i jak bronić się przed ewentualną agresją z ich strony.

Rozwiedziona melomanka. Kocha film, przyrodę, stare kamienice. Tarocistka wielbiąca wewnętrzne piękno kobiet oraz ich siłę. „Pisarka – szufladkarka”, tworząca własną poezję, a po rozwodzie i totalnym wywróceniu życia do góry nogami – napisała książkę i nadała jej tytuł„Obsesja”.

Pisze i tworzy zawsze pod pseudonimem, ponieważ, jak uważa jej własne imię do niej nie pasuje i w żaden sposób się z nim nie utożsamia.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.